Stanisław Lem, Solaris, 1961
"Człowiek może ogarnąć tak
niewiele rzeczy naraz, widzimy tylko to, co dzieje się przed nami,
tu i teraz, unaocznienie sobie równoczesnej mnogości procesów,
jakkolwiek związanych ze sobą, jakkolwiek się nawet
uzupełniających, przekracza jego możliwości.
Doświadczamy tego nawet wobec
zjawisk względnie prostych. Los jednego człowieka znaczyć może
wiele, los kilkuset trudno jest objąć, ale dzieje tysiąca, miliona
nie znaczą w gruncie rzeczy nic."
Trudno pisać o
takim fenomenie jakim stała się powieść Solaris, należąca
do ścisłego kanonu gatunku science fiction. Tej pierwszej Lema
„powieści o kontakcie”, nie pomija żadne kompendium o
fantastyce na całym świecie. Oba filmy jakie powstały na podstawie
Solaris (rosyjski A. Tarkowskiego z 1972 roku i amerykański
S. Sonderbergha z 2002 roku) nie podobały się jej autorowi. Faktem
jest bowiem, że książce tej przez lata dorabiano mnóstwo
przeróżnych interpretacji, które pewnie niejednokrotnie obce były
dla samego jej twórcy.
Główny bohater
powieści Kris Kelvin przylatuje na planetę Solaris gdzie czeka go
sporo niemiłych niespodzianek. Pierwszą z nich jest samobójstwo
jednego z trzech przebywających na planecie solarystów. Kelvin
próbuje odnaleźć się w nowej, nadzwyczaj niewiarygodnej dla niego
samego rzeczywistości, zagłębiając się w historię planety i
analizując dziwne zjawiska Solaris. Jest więc to powieść o nauce
i jak się okazuje, jej ograniczeniach, okraszana filozoficznymi,
typowymi dla Lema wstawkami. Jednak na tej płaszczyźnie powieść
się nie kończy, autor razem z planetą i okalającym ją oceanem,
penetruje także umysł i duchowość człowieka. Pod wpływem
dziwnych zjawisk zachodzących na planecie, przez Kelvina przetacza
się cała masa przeróżnych uczuć. Począwszy od strachu i wstydu
poprzez dumę i miłość a kończąc na zniechęceniu i depresji.
Wydaje mi się, że właśnie dzięki tej emocjonalnej stronie to
właśnie Solaris spośród innych książek Lema zdobyła tak
wysoką pozycję na półkach literatury światowej. Silna dawka
emocji jakie wywołuje w czytelniku ta książka, to według mnie jej
najmocniejsza strona.
W prozie Stanisława
Lema najbardziej denerwują mnie wszelkiego rodzaju niedomówienia.
Autor z nadzwyczajnym talentem potrafi rozbudzić moją ciekawość
po czym kończy książkę zostawiając mnie z szeroko otwartymi ze
zdziwienia i irytacji oczami. Nie wiem, czy można sobie tak
bezkarnie zabawiać czytelnikami. W Solaris nie wyjaśnia do
końca jakich „gości” mają towarzysze Kelwina, co mnie bardzo
zdenerwowało. Cóż....taki już jest Stanisław Lem, nie chce dawać
gotowych rozwiązań woli rozbudzać moją wyobraźnię.
Ciekawostką jest,
że Lem napisał Solaris na zamówienie, nie zdając sobie
jeszcze sprawy ze swojego wielkiego talentu pisarskiego w
dziedzinie fantastyki. Pierwszy jej tytuł miał brzmieć „Kosmiczna
misja”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz