wtorek, 4 marca 2014

Kim jesteś Kostusiu?


Szczepan Twardoch, Morfina, 2012
 
 
 
 
"A teraz, myśli sobie mój głupi Kosteczek, ojczyzna, którą wybrał, Ojczyzna wielkim "o" pisana, wystawia go na najtrudniejsze próby, jak w rycerskim romansie, każąc się w imię miłości publicznie tej miłości zaprzeć, znosić obelgi i upokorzenia, podać się za tego, kogo najbardziej nienawidzi, wszystko dla jej dobra, dla wyższego dobra. Cóż za historia, Kosteczku, prawda?"
 
 
 
Świeżo po przeczytaniu Morfiny w głowie wciąż słyszę przedziwny, tajemniczy, kobiecy głos jaki towarzyszył głównemu bohaterowi powieści Twardocha. Sam autor w jednym z wywiadów mówi o nim „czarna bogini”. Na początku miałam wrażenie, że bohater Konstanty ma rozdwojenie jaźni albo jest schizofrenikiem, dlatego narracje oprócz niego samego prowadzi ktoś mu bliski, zawsze obecny, znający go lepiej niż on sam siebie. Z biegiem czytania przekonywałam się jednak, że żeńską część narracji prowadzi osoba wszechwiedząca, znająca przyszłość nie tylko Konstantego ale nawet wszystkich przypadkowych ludzi pojawiających się na jego drodze. Głos ten stawał się dla mnie faktycznie czymś nieokreślonym, nieuchwytnym, nadprzyrodzonym. Bardzo pomysłowy sposób narracji.


W każdym razie za sprawą książki Twardocha znalazłam się w zbombardowanej na początku II wojny światowej Warszawie. Przycichło nagle kolorowe życie bohemy dwudziestolecia międzywojennego; zgasły światła w Ziemiańskiej; na murach „zgwałconej”, pełnej umundurowanych Niemców stolicy karteczki jako sposób poszukiwania zaginionej osoby; społeczność żydowska zapewne jeszcze nie przeczuwa zgrozy swojego przeznaczenia. Skamandryci oprócz Iwaszkiewicza i Tuwima już na Zachodzie, młody Miłosz może jeszcze zastanawia się czy będzie walczył, Białoszewski i Gajcy być może pełni niepokoju piszą już pierwsze wojenne wiersze, a Szczepan Twardoch wprowadza do miasta niespełnionego rysownika, morfinistę, kobieciarza choć też przecież męża i ojca - „złotopiórego” Konstantego Willemana. Bohater ten a raczej antybohater, choć włada piękną wiedeńską mową uważa się za Polaka i to tylko jedna z przeróżnych sprzeczności jakimi jest nacechowany. Jego tragizm, wynikający z zagubienia własnej tożsamości, wzrasta z każdą stroną książki, wzmagany dodatkowo przez bardzo realistyczne opisy brutalnych scen oraz specyficzny język powieści, będący oryginalnym stylem pisarstwa Szczepana Twardocha.
 
Morfinę okrzyknięto męską powieścią. Zgadzam się z tym twierdzeniem głównie dlatego, że książka ta wydaje mi się być napisaną z męskiego punktu widzenia. Konstanty Willemann obnaża się przed czytelnikiem w dosłownym i przenośnym znaczeniu. Zdradza swój prymitywny sposób myślenia, beznadziejny tok rozumienia i prostackie usposobienie. Choć zdecydowanie nie przepadam za tego typu bohaterami literackimi, którzy za nic mają wszelkie wartości moralne i z lekkością, bez najmniejszych skrupułów zdradzają nie tylko żony ale nawet najlepszych przyjaciół, to jednak postać Kostka w jakiś niezrozumiały sposób wzbudziła moje współczucie. Zaskakujące zakończenie książki natomiast całkowicie wyprowadziło mnie z równowagi.
 
"Żaden z trzylatka Polak, trzylatek to ledwie półczłowiek, półbestyjka kochana, małpiszon, nie żaden Polak. (…) Kobieta polska, matka, higiena. Przyszłe pokolenia. Dzieci są najważniejsze, dzieci to przyszłość narodu. Fizyka, eugenika i czarna Afryka. Nie że Jureczek, wnuczuś, słodycz w jasnowłosego cherubinka wcielona, nie – dzieci. Dzieci polskie, jebał je pies."

2 komentarze:

  1. Ja nie czułam jakiejś szczególnej niechęci do Kostka, chociaż świętoszkiem to on nie jest. Myślę, że jego tragedia polegała na tym, że chciał być zwykłym człowiekiem, bawić się, żyć dostatnio, ale urodził się w takich czasach, że musiał wybrać jednak jakąś opcję (Polak, Niemiec, endek, socjalista). A nie chciał. I ten ostatni cytat w Twoim wpisie jest chyba o tym, że nie ma dzieci, ludzi jako takich, tylko mają być Niemcy, Polacy, itd. Moim zdaniem, książka mądra i na czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje! Zawsze dzięki literaturze uświadamiam sobie jakie mam szczęście żyjąc tu i teraz. Nie musze stawać przed koniecznością różnych trudnych, egzystencjalnych wyborów. Sama nie wiem, co zrobiłabym na miejscu Kostka. Człowiek chyba dopiero wtedy zaczyna poznawać sam siebie.

      Usuń