Marek Hłasko, Piękni
dwudziestoletni, 1966
"W chwili, gdy piszę te słowa, mam
trzydzieści dwa lata. Założyłem sobie, że jeśli nie napiszę do
czterdziestki porządnej książki, to wezmę się za coś innego.
(…) Napisałem do tego czasu kilkadziesiąt opowiadań, z tych
kilkudziesięciu czytać mogę tylko cztery, nie lubię jednak ani
jednego. (…) Człowiek nie potrafi ocenić swoich błędów tak
długo jak opowiadanie leży w szufladzie biurka, trzeba je
opublikować i zacząć wstydzić się za nie, to jest jedyna
możliwość nauczenia się czegokolwiek na przyszłość. Jeśli
taka możliwość w ogóle istnieje."
Czy ta napisana 48 lat temu książka
może jeszcze dzisiaj zaciekawiać? Myślę, że sięgają już po
nią tylko wielbiciele Marka Hłaski, albo ludzie chcący poznać
swobodny opis życia czasów komunistycznych. Tacy na pewno się nie
zawiodą i będą książką bardzo zadowoleni. W innym wypadku,
każdy przypadkowy czytelnik będzie trochę znużony nieaktualnymi
już dzisiaj opisami, nawet jeśli język autora jest lekki,
swobodny, zabawny i trafnie oddający jego usposobienie. Twierdzę
tak, gdyż sama sięgałam po tą wspomnieniową powieść
kilkakrotnie. Potrafiła mnie ona zaciekawić natomiast dopiero gdy
„wbiłam się” w biografię autora.
Trzeba jednak przyznać, że książka ta
posiada kilka ponadczasowych prawd. Dotarcie do nich
było dla mnie przyjemnością. Kiedy już lepiej poznałam Marka
Hłaskę, autora niezapomnianego Ósmego dnia tygodnia, Ostatniego
kroku w chmurach czy Pętli z zaciekawieniem czytałam o
jego perypetiach życiowych przeplatanych anegdotami i dygresjami różnego
rodzaju. Na kartach powieści pojawia się kilka znanych nazwisk
ludzi, z którymi Hłaskę coś łączyło jak Roman Polański, Artur
Sandauer, Krzysytof Komeda, Jerzy Giedroyć
albo takich, o których tylko wypowiada swoje zdanie. Na próżno
czekałam jednak na jakiekolwiek wzmianki o Agnieszce
Osieckiej....nawet o swojej żonie Hłasko wspomina tylko mimochodem.
Po prostu o kobietach nie pisze.
Książka została wydana tylko trzy
lata przed śmiercią autora. Można więc powiedzieć, że opisuje
prawie całe życie Marka Hłaski. Jednak ten bez wątpienia
utalentowany pisarz opowiada swoim czytelnikom tylko wybrane
fragmenty swojego życiorysu, zapewne te, które mu wygodniej
opowiadać. Bardzo ciekawie czytało mi się rozdział o tym co ma
począć pisarz, którego wydawcy nie chcą wydawać. Hłasko podaje
bodaj pięć sposobów na przetrwanie ciężkich czasów. Jednym z
nich jest udawanie obłędu i pobyt w zakładzie psychiatrycznym (w
tym ciekawy opis szpitalu pod Monachium) albo pobyt w więzieniu (też
ponoć monachijskie jest najlepsze).
Jednym słowem kaskader literatury
swoich czasów całkiem ciekawie opisuje swoje barwne życie,
spotkania z ludźmi czy powody emigracji.
Wyraża też swoje
zdanie na temat współpracy ze znanymi nam z historii literatury
osobami, mówi o przeczytanych książkach
czy nawet filmach nakręconych na podstawie
swojej twórczości. Cały czas jednak podczas czytania miałam
jakieś dziwne uczucie, że Hłasko drwi ze wszystkiego, z poczuciem
wyższości wyśmiewa świat. Może taki właśnie miał charakter, a
może to sposób na przetrwanie w tych niełatwych czasach w jakich
przyszło mu żyć i pisać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz