Kazimierz Nowak, Rowerem
i pieszo przez Czarny Ląd, 2010
"Mój
nieodłączny przyjaciel, druh serdeczny, cichy, spokojny, w każdej chwili gotów
do pomocy, stał w drugiej części namiotu. Żałowałem, że jest jedynie rowerem i
nie potrafi mówić. Odniosłem zarazem wrażenie, że gdy los złączy nas
nierozerwalnie na wiele lat z rzeczą, rzecz ta przestaje być przedmiotem
martwym i wydaje się nam, że żyje, myśli i odczuwa”.
Kazimierz Nowak
oczarowuje swoja afrykańską przygodą z lat trzydziestych. Opracowana przez
Łukasza Wierzbickiego książka, na którą składają się listy-reportaże podróżnika,
wykonane przez niego zdjęcia oraz mapki z trasą jaką przemierzał, przenosi
czytelnika w inny wymiar. Śledząc losy Nowaka, tak malowniczo przez niego
samego opowiadane, miałam wrażenie, że Afryka jest tu i teraz. Po każdym
rozdziale, tak trudno było mi wracać do naszej szarej, zadymionej cywilizacji.
Poznański
podróżnik żyjący w czasach przedwojennych, przemierzył Afrykę z północy na
południe i z powrotem rowerem, łodzią, koniem i na wielbłądzie. Swoje relacje z
tej niewyobrażalnie trudnej podróży systematycznie wysyłał do Polski. Po
latach, z owych listów czy reportaży powstała wspaniała książka, upamiętniająca
nie tylko samego autora ale także Afrykę skolonizowaną, której nie ma już
dzisiaj. Tym ciekawiej czyta się o niewiarygodnych przygodach jakie spotkały
Nowaka w podróży. Momentów mrożących krew w żyłach miał przez pięć lat swojej wędrówki
mnóstwo. Przemierzając afrykańską straszliwą puszczę, nieujarzmione rzeki czy też
okrutną pustynię nieraz był bliski śmierci. Choroby, mięsożerne zwierzęta,
dzicy ludzie, trucizny czy wszelkiego rodzaju epidemie towarzyszyły Nowakowi
niemal codziennie. Zdołał on jednak oswoić wszystkie te niebezpieczeństwa i
zmierzać do celu. Aż trudno pisać o tym świeżo po lekturze tej nadzwyczajnej
książki. Muszę chyba jeszcze trochę ochłonąć aby zrozumieć wielkość tego, czego
dokonał Kazimierz Nowak.
Z wielkim zainteresowaniem
czytałam o pięknej a zarazem niebezpiecznej faunie i florze Afryki, o jej
dzikich mieszkańcach ich obyczajach, zasadach, przyzwyczajeniach. Trudno wybrać
najciekawsze cytaty z reportaży Kazimierza Nowaka. Pełno w nich interesujących
odkryć. Mój ulubiony fragment dotyczy przysmaku ludożerców z Angolii:
„....tubylcy
traktują naloty szarańczy niczym dar niebios. Całymi rodzinami wychodzą wtedy z
koszami i garnkami łapać to szkodliwe robactwo, a gdy napełnią naczynia,
zaczyna się obdzieranie skrzydełek. Potem pod każdą chatą rozgrzewają
olbrzymie, gliniane garnce, w których następnie pitraszą szarańczę w palmowym
oleju. Ponoć to nadzwyczajny przysmak. Murzyni tak się nim zajadają, że nierzadko
zdarzają się przypadki śmierci
przejedzenia.
Nie jest to
jedyny nietypowy tutejszy specjał. Plagą tych stron są termity, czyli białe
mrówki potrafiące pożreć pozostawione przez noc na ziemi buty lub ubranie. Na
termity właśnie polują Murzyni, a potem gotują z nich zupę. Przy jedzeniu
wywracają oczyma, a w końcu głaszczą się po tatuowanych brzuchach na dowód
zadowolenia. Zupę taką doprawiają często mięsem myszy lub ślimakami”.
Książka ta, nie
tylko przekonuje o możliwości zrealizowania nawet najmniej prawdopodobnych
marzeń lecz także wywołuje tęsknotę za dalekimi podróżami, gdzie życie znacznie
odbiega od tego, do którego sami jesteśmy przyzwyczajeni. Nade wszystko jednak
przekonuje, jak ważne jest życie w zgodzie z naturą i jak piękny jest świat w
swojej pierwotnej formie, nieskażony cywilizacją. Za to wszystko autorowi
książki, a tym samym bohaterowi wszech czasów, należą się laury!
Czytałam tę książkę kilka lat temu i również byłam pod ogromnym wrażeniem osobowości Kazimierza Nowaka. Jestem również zdania, że wiele z jego spostrzeżeń jest zadziwiająco aktualnych mimo upływu czasu. Po prostu świetna książka!
OdpowiedzUsuń