niedziela, 26 sierpnia 2012

Szpitalny dziennik


Jerzy Stuhr, Tak sobie myślę…, 2012


Zasiadłam do dziennika choroby Jerzego Stuhra z wielką ciekawością i już od pierwszej strony pochłonął on mnie całkowicie. Autor opowiada o swoich przeżyciach na szpitalnym łóżku, można by się więc spodziewać pesymistycznych zapisków, zwierzeń o chwilach grozy, zwątpieniu czy rezygnacji. Nic bardziej mylnego. Jerzy Stuhr potrafi się niezwykle zdystansować do swojej choroby, przyjmować fizyczne cierpienie z jakąś oczywistą naturalnością, nie skarżyć się na los, racjonalnie sobie wszystko tłumaczyć. Pozostaje przy tym w pełni świadomości, ani na chwilę nie zapomina o pracy, o swojej pasji, cały czas jest na bieżąco z aktualnymi wydarzeniami, z repertuałem kin i nowościami książkowymi. Być może to sposób na przetrwanie trudnych dni ale bez wątpienia nie każdy potrafiłby się na to zdobyć. Potrzeba niezwykłej siły i mądrości aby w obliczu zagrożenia życia pozostać przy zdrowych zmysłach!

Mimo wszystko, pewnych znaków świadczących o tym, że dziennik ten był pisany w szpitalu można się doszukać. Autor już od początku zdaje się podsumowywać swoje życie, co jest przecież charakterystyczne dla ludzi czujących zagrożenie. Powraca w wspomnieniach do swoich ról, opowiadając różnego rodzaju anegdoty dotyczące pracy na scenie czy spotkań z ciekawymi ludźmi. Innym wyraźnym dla mnie znakiem choroby jest złość autora, na polityków, na młodych ludzi, na polską rzeczywistość, na ustawy, zasady, utrudniające życie, na niezmienną od lat ludzką mentalność. Chociaż miejscami irytował mnie narzekający ton, to jednak niestety muszę przyznać autorowi rację. W prawie każdej kwestii się z nim zgadzam i też ubolewam. Podziwiam, że Stuhr ma odwagę mówić głośno o tym, o czym inni milczą i tylko zagryzają wargi z bezsilności, tak jak ja! Taka szczerość jest na wagę złota, chociaż wiadomo, że nie dużo zmieni to jednak pokazuje, naznacza problem. Dużą wadą społeczeństwa jest nie mówienie wprost tego co się myśli, albo ubieranie tego w inne słowa, w eufemizmy aby na wszelki wypadek zabrzmiało piękniej. Autor obrazuje taką sytuacje przykładem, że kiedy uznany reżyser zrobi kiepski film, żaden krytyk nie odważy się napisać o nim złego słowa, bo przecież nie można, nie wypada, na siłę trzeba doszukać się w nowym dziele czegoś wartościowego.

W całym dzienniku najbliższe były mi opisy i komentarze na temat książek, które ja też przeczytałam i filmów także przeze mnie obejrzanych. Może dzięki temu, że z łatwością odnajdywałam się w tym o czym pisze Stuhr, tak podobała mi się ta książka. Mało tego, opisy polskiej rzeczywistości, nawet jeśli były czasami pełne narzekań, wzbudziły we mnie ogromną tęsknotę do Polski. Uświadomiły mi jak bardzo tęsknię za polską codzienną prasą, filmami, nowościami wydawniczymi, które do mnie docierają dopiero po czasie. Latem w moim rodzinnym trójmieście odbywa się tyle imprez kulturalnych, na których mnie nie może być. Niedawno książkowe święto Literackiej Nagrody Gdynia, tydzień temu Literacki Sopot. Mnóstwo mądrych ludzi i ciekawych dyskusji w jednym miejscu a ja tak daleko. Jesienią swoje premiery ma całe mnóstwo polskich filmów, a ja nie mogę iść na nie do kina, muszę czekać nie wiadomo jak długo żeby zobaczyć od dawna wyczekiwany nowy film Kolskiego. Bolączki emigranta.

W Tak sobie myślę... odnaleźć można dużo ciekawych, mądrych perełek, spostrzeżeń dostępnych jedynie dla ludzi w pewnym wieku, patrzących przez pryzmat swoich życiowych doświadczeń. Tym cenniejsze wydają się więc uwagi, którymi zechciał się podzielić wielki aktor, rektor, profesor. I bynajmniej nie dotyczą one tylko i wyłącznie przemijania, cierpienia i starości.

Na początku książki autor mówi o tym, że jest już zmęczony, że zrobił już dużo, czuje się spełniony i spokojnie może już przyjąć rolę obserwatora, wycofać się z aktywnego życia. Jednak pod koniec dziennika w miarę powrotu do zdrowia czuć w nim coraz większą energię, chęć pracy, działania. Choć wiem, że nasz wielki aktor zasłużył sobie na odpoczynek to jednak jeszcze nie czas panie Jerzy, jeszcze jest tyle do zrobienia:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz