Justyna Bargielska, Obsoletki, 2010
Justyna Bargielska została nominowana w tym roku do Literackiej Nagrody Nike. Dlatego się o niej dowiedziałam. Zanim udało mi się zdobyć nominowany zbiór opowiadań sięgnęłam po jej poezję. Oryginalna i mocna w swojej wymowie. Wiersze Bargielskiej to dobre przygotowanie przed podejściem do jej debiutanckiego zbioru prozy.
Obsoletki to malutka książeczka. Krótkie, treściwe opowiadania powiązane jednym tematem. Opowieści młodej matki o codziennym życiu, swoich dzieciach i dzieciach utraconych, poronionych. Przez chwilę wahałam się nad tą książką. Wiedząc o czym jest odłożyłam ten trudny temat na potem. Jestem w ciąży. Nie sądzę aby był to dobry czas na czytanie o przeżyciach matek, które utraciły swoje nienarodzone dzieci. Nie wiem kiedy sięgnęłam po tą książkę z półki i nie wiem kiedy ją przeczytałam. To stało się poza mną. Trzy ostatnie opowiadania czytałam leżąc w szpitalu. To przekracza wszelkie granice zdrowego rozsądku. A jednak się stało. Czytałam te przejmujące opowiadania głaszcząc mój duży brzuch. Syn w środku radośnie machał nogami.
Autorka sama poroniła. Wie o czym pisze. W jednym z wywiadów (dla Wysokich obcasów) tak tłumaczy tytuł zbioru swoich opowiadań:
„Coś na wzór szarytek, oblatek, zakonu albo sekty. ‘Sekty’ kobiet, które łączy to, że dowiedziały się, co znaczy ‘gravid obsoleta’. Wpisałam ten termin w Google, pierwszy znaleziony wynik to pytanie dziewczyny do eksperta na portalu poświęconym ciąży. Dziewczyna: ‘W karcie informacyjnej z leczenia szpitalnego wpisano rozpoznanie: gravid obsoleta. Chciałabym wiedzieć, co oznacza ten łaciński zapis’. Ekspert: ‘Termin » gravid obsoleta «oznacza ciążę obumarłą, czyli kiedy dochodzi do wewnątrzmacicznej śmierci płodu’. Komputerowy program dodaje do odpowiedzi eksperta: ‘Serdecznie pozdrawiam i życzę powodzenia!’. Pomyślałam, że w ‘Obsoletkach’ groza musi mieszać się z groteską, autoironią, makabrycznym śmiechem.”
Tak więc w Obsoletkach z niezwykłą naturalnością podchodzi do tematu, o którym właściwie rzadko mówi się na głos. Burzy pewne tabu, dając do zrozumienia, że matki nie chcą wcale milczeć o swoich utraconych dzieciach, że wręcz boli udawanie, iż wcale ich nie było. Te krótkie formy narracyjne podszyte są czarnym humorem, rozbawiają w miejscach, w których nie powinno się śmiać. To celowy zabieg, mający pokazać różne sposoby radzenia sobie z traumą, jaką jest utrata ciąży. Dzięki temu też, nie mam wrażenia, że to książka smutna. Jest po prostu przejmująca w swojej wymowie i zwraca uwagę na rzeczy, o których boimy się myśleć bo nas przerażają.
Trudno pisać o tych opowiadaniach. Czuć w nich poetycką wenę Bargielskiej. Właściwie cały czas pisze językiem swoich wierszy. Słownictwo też czasami powala na kolana. Mieszanie górnolotnych myśli z przyziemnymi sprawami. Jest to książka, którą trzeba przemyśleć, przetrawić w sobie i koniecznie kiedyś jeszcze raz do niej wrócić. Dzieło skromne ale ważne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz