środa, 23 marca 2011

Dubbing w niemieckim kinie

O jakież macie szczęście nieuświadomione, wy co możecie na dużym ekranie w oryginale zachwycać się niezbezczeszczoną grą Brada Pitta, Johnna Deppa, Nicolasa Caga i innych. Każda wizyta w niemieckim kinie przywołuje moje tęsknoty za kinem polskim.  Niemieckie zamiłowanie do podstawiania obcych głosów wszystkim aktorom, odbiera przynajmniej 70% satysfakcji z filmu. W związku z czym, do kina chodzę tylko na niemieckie produkcje, aby chociaż w ten sposób móc oglądać film nieoszukany. Jest to dla mnie ogromne umartwienie, gdyż uważam kino za niezastąpioną w żadem inny sposób przyjemność oglądania filmu. Tym bardziej, że ceny w niemieckim kinie są całkiem przystępne (ok 7-10e) z dodatkową promocją w poniedziałki nazwanymi tutaj Dniem kina, kiedy za bilety płaci się grosze . Oglądany film w domu, na małym ekranie komputera czy telewizora z kiepskim nagłośnieniem, to tylko nikła namiastka prawdziwej rozkoszy jaką daje dzieło filmowe. Dobry film to taki, który intryguje nie tylko fabułą ale także muzyką, zdjęciami, ujęciami i grą aktora. Wszystko to natomiast najpełniej można przeżyć tylko w kinie. Poza tym, są przecież reżyserzy-mistrzowie, których filmy jest koniecznością obejrzeć właśnie w kinie, gdyż każdy inny sposób uważam za brak szacunku dla dzieła (prawie zawsze wielkiego).

Dlatego właśnie czasami nie wytrzymuję i kiedy nie mogę w inny sposób zdobyć filmu, na którym mi bardzo zależy, zagryzam zęby i idę w Monachium do kina. Tak właśnie, z zaciśniętymi pięściami, oglądałam ostatnio genialny film meksykańskiego twórcy 24 gramów czy Babel, wstrząsający nie mniej niż poprzednie - Biutiful. Oczywiście zawsze mam jeszcze możliwość wybrać kino, gdzie puszczają filmy w oryginale. Niestety tym razem było to niemożliwe, gdyż po hiszpańsku nie mówię. Aby zrozumieć mój ból trzeba wyobrazić sobie boskiego Javiera Bardema mówiącego po niemiecku, a nie sądzę aby wszyscy mieli aż tak bujną wyobraźnię. W każdym razie – porażka. Iñárritu tworzy filmy specyficzne, zakorzenione w konkretnej kulturze kraju, w którym toczy się akcja. Jak można w tak okrutny sposób pozbawiać widza tego istotnego dla pełnego zrozumienia i przeżycia filmu, faktu? Hiszpania to tak niezwykle specyficzny kraj, przepełniony melodyjnym językiem swoich mieszkańców. A tymczasem w kinie zobaczyłam Barcelonę pełną Niemców! Bardem był nominowany do Oskara za rolę w Biutiful. Jego gra, którą doceniono nominacją, w dużej części wiąże się przecież także z tym, w jaki sposób mówi, wypowiada się i wyraża swoje myśli. Ma to przecież duże znaczenie. Tworząc postać do tego filmu, wyrażał ją również przez konkretny akcent, wymowę, intonację itp. Czy człowiek, którego wybrano do tłumaczenia, naśladowania głosu aktora po niemiecku, potrafił wyrazić to samo? Według mnie, stworzono w ten sposób zupełnie inną postać niż miał w zamyśle reżyser. Zresztą na niemieckim dubbingu zazwyczaj traci cały film, obojętnie w jakim kraju się rozgrywa, zawsze w dużej mierze, obraz zostaje pozbawiony swojej prawdziwej natury.

O ile ubożsi są niemieccy widzowie, gdy pozbawia się ich oglądania mistrzów w całej klasie swojego aktorstwa. Jeszcze większą tragedią jest fakt, że dzieci wychowywane są w świadomości, że wszyscy mówią po niemiecku. Nie jest im dane poprzez kino poznać inne kultury. Bo jakże młodemu człowiekowi uzmysłowić, że w Hiszpanii, Rosji, Kanadzie, Japonii wcale nie mówi się po niemiecku, kiedy w kinie widzą i słyszą, że się mówi. Uświadomiłam sobie ten problem kiedy pewien dwunastolatek, z którym lubię rozmawiać o kinie, przekonywał mnie pewnego razu, że Angelina Jolie jest Niemką!!!  

Na szczęście niemieckie płyty DVD z filmami oferują dwie możliwości. Można wybrać wersję z dubbingiem lub napisami. Mimo to jednak, większość oglądających wybiera z rozmachu, przyzwyczajenia czy też wygody, właśnie dubbing. O wiele łatwiej jest przecież słuchać niż czytać podczas filmu. Szkoda tylko, że młodzi ludzie nie mogą się w ten sposób chociażby osłuchać z obcym językiem.

Dubbingowany polski film widziałam tylko raz w telewizji. Był to Cześć Tereska Roberta Glińskiego. Zbigniew Zamachowski w niemieckim wydaniu długo zostanie w mojej pamięci i chociaż to dramat przez cały film się śmiałam. Poza tym, widziałam tylko mówiącą obcym, dziwnym, podstawionym niemieckim głosem Alicję Bachleda-Curuś w Ondine.

W każdym razie, muszę koniecznie jeszcze raz obejrzeć Biiutiful i to w oryginale. Aby nie kojarzył mi się z podszytą Niemcami Hiszpanią. Niektóre wstrząsające sceny z tego filmu, nadal noszę pod powiekami. Zresztą, Iñárritu można oglądać kilkakrotnie, za każdym razem odkrywając nowe, kolejne znaczenie filmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz