David Gilmour, The Film Club, 2007
Kanadyjski pisarz, dziennikarz i krytyk filmowy opowiada w autobiograficznej powieści o niezwykłych trzech latach swojego życia, kiedy pozwolił szesnastoletniemu synowi rzucić znienawidzoną szkołę. Jedynym warunkiem jaki stawia ojciec jest wspólne oglądanie trzech filmów tygodniowo. Niemiecki wydawca zmienił tytuł książki Gilmoura na Unser Aller Bestes Jahr co znaczy Nasz najlepszy ze wszystkich rok. Zwraca on tym samym uwagę na inny aspekt powieści niż zamierzony przez autora. Dlatego wolę (jak zawsze zresztą) oryginalny tytuł: Klub filmowy.
Filmy są oczywiście tylko pretekstem do lepszego poznania nastoletniego syna, (Jessego) dotarcia do niego i zrozumienia. Autor poczuł bowiem w pewnym momencie narastający bunt syna i zrozumiał, że jeśli będzie zmuszał go do nauki, odrabiania lekcji i chodzenia do szkoły straci niebawem kontakt z dorastającym dzieckiem, być może bezpowrotnie. Z powracającą wciąż niepewnością czy dobrze zrobił i stresem wynikającym z faktu ryzykownych konsekwencji tej decyzji, wprowadza syna w świat klasyki kina.
Godziny spędzone z synem na kanapie przed telewizorem procentują oczywiście z każdym dniem. Okazuje się, że filmy są doskonałym sposobem do objaśnienia przeróżnego rodzaju problemów dorosłego życia. Są też pretekstem do całonocnych dyskusji na tematy aktualne w życiu obojga. Przełamując z czasem wszelkie bariery zwierzają się sobie. Do głosu dochodzą takie tematy jak: zakochanie, rozczarowanie, porzucenie kochanej osoby, sex, narkotyki, hobby, muzyka, strach przed przyszłością, bezrobocie itp. A to wszystko przeplatane opisami z codziennego życia bohaterów.
Gilmour przystępnym językiem objaśnia synowi i czytelnikom historię kina, niemalże od samego początku. Starannie dobiera filmy, które pokazuje synowi i obserwuje jego reakcję. Okazuje się jak różnie dwie osoby odbierają ten sam film, czy też jak zmienia się odbiór filmu z wiekiem, albo jak inne jest każde kolejne podejście do tego samego filmu.
Autor, wykorzystuje swoje zdolności i wiedzę krytyka przy tłumaczeniu synowi konkretnych scen i zachowań aktorów, czasami wspomina o rozmowach z twórcami filmów jakie przeprowadził, czy różnego rodzaju ciekawostkach przy jego kręceniu. Tak więc od Hitchcoca poprzez Ojca Chrzestnego, Nagi Instynkt, Leona zawodowca, Woddyego Allena aż po Polańskiego udaje się ojcu wzbudzić w synu zainteresowanie światem kina. Ponadto dużą zaletą ich „małego filmowego klubu” jest spędzony razem czas, który tworzy silną więź między nastolatkiem a dorosłym i siłą rzeczy owocuje niezwykłą przyjaźnią ojca z synem. Okazuje się, że filmy są najlepszą szkołą życia jaką Gilmour mógł zaproponować zbuntowanemu synowi. Po trzech latach szczerych rozmów z ojcem, Jesse wydaje się zupełnie nowym, wartościowym człowiekiem. Nieocenione korzyści wynosi także ojciec, który doświadcza razem z synem, co tak naprawdę oznacza bycie dorosłym i jakie konsekwencje w związku z tym trzeba ponieść. Śmiało można wyciągnąć więc wniosek, że kino jest bardzo dobrym nauczycielem i pomaga w prawidłowym zrozumieniu świata.
Jest ryzyko, że książka ta nie każdemu się spodoba. Nieraz bardzo fachowe podejście Gilmoura może znudzić laika filmowego, lub kogoś kto nigdy nie zastanowił się nad żadną sceną filmową. Mnie natomiast wciągnęło niesamowicie. Zaczęłam sprawdzać ciekawostki, o których opowiadał autor i wyszukiwać podobnych. Zainteresowały mnie filmy, których nie znam a stare, dawno oglądane zaczęłam oglądać jeszcze raz, biorąc tym razem pod uwagę aspekty, na które radził zwrócić uwagę pisarz i baczniej przyglądając się omawianym scenom. Niesamowite jak autor potrafił zaciekawić swoimi spostrzeżeniami i ciekawostkami do obejrzenia filmu. Książkę, z której można wyciągnąć dużo dobrego i wartościowego, warto polecać dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz