poniedziałek, 7 listopada 2016

Zapach Wschodu

Andrzej Stasiuk, Wschód, 2014





Co w ogóle można zrobić z wolnością, gdy się żyje między Wschodem a Zachodem.
Nic nie można zrobić przecież.
Pomiędzy strachem i pogardą.”
(s.57)





Ta książka towarzyszyła mi bardzo długo. Jej nostalgiczny charakter, senna akcja i spokojna narracja pozwalały mi ją czytać urywkami a rozbudzone pod wpływem prozy Stasiuka refleksje, odrywały mnie od książki na kolejne godziny. Po przeczytaniu całości zrozumiałam siebie lepiej. Jestem dzieckiem ziemi komunistycznej i choćbym uciekła na Zachód jeszcze dalej niż do Monachium, i tak nie odnajdę tu wewnętrznego spokoju. Moje miejsce jest wśród Słowian. Podświadomość często dawała mi już takie sygnały, dopiero teraz je sobie uświadomiłam.


Nie wiem skąd pochodzi wrodzona nieufności do Wschodu, dlaczego z dzieciństwa wyniosłam niechęć do języka rosyjskiego, strach przed Rosjanami, nieufność dla Ukraińców i lekką pogardę dla Białorusinów. Andrzej Stasiuk sugeruje różne odpowiedzi, wyjeżdża wbrew oczekiwaniom matki na Wschód zamiast Zachód i wciąż tłumaczy się ze swojej decyzji. Czy chce przekonać sam siebie, swoją mamę czy czytelnika, nie wiem. Wiem jednak, że gdybym wybrała urlop na Wschodzie wszyscy pytaliby tak samo? Ale po co? To też jest pierwsza reakcja otoczenia, kiedy Niemiec wybiera się do Polski. Bez sensu.

Stasiuk swoją książką uświadamia w każdym razie naszą silną więź ze wschodnimi sąsiadami. Jeśli się nad tym specjalnie nigdy nie zastanowimy to nie przekonamy się jak dużo łączy nas nimi, bynajmniej nie jest to tylko ta sama rodzina języków słowiańskich. Autor w swojej podróży na Wschód wciąż przywołuje sceny z dzieciństwa, co czyni ją bardzo emocjonalną i wykraczającą poza ramy czasowe. Po spotkaniu w rodzinnych stronach ze schorowaną matką podróżuje do Rosji, Chin i Mongolii tworząc reporterskie opisy nafaszerowane sporą dawką dygresji. Będąc tam, często odwołuje się do przypominających dzieciństwo zapachów. Zaczęło mnie to zastanawiać, może wystarczy tam pojechać, żeby wszystko wróciło?

Nie pozbędziemy się naszych słowiańskich cech choćbyśmy bardzo chcieli. Andrzej Stasiuk swoją niebanalną, poetycką prozą próbuje nam to uświadomić. Jego podróż w przestrzeni jest bezkresna.

„Wyobrażałem sobie to wszystko. W krainie dzieciństwa, w krainie niewinności. Na wschodzie, na prawo od Wisły. W przedpieklu. Na wysypisku człowieczych resztek. W ciemności kontynentu. Nie można się wydostać z tych ziem jak przekładaniec z mięsa, krwi, kości. Nasiąkniętych DNA. Można sobie wyobrazić biotechnologiczne wskrzeszenie. Jak wstają. Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Białorusini wstają, Rosjanie, Kałmucy, Turkmeni wstają. Miliony. Zastrzelonych, zasypanych, spalonych, zarżniętych, uduszonych, utopionych, zamarzniętych, zagłodzonych. Przyszły bóg ich klonuje. Dziesiątki milionów. Całe państwo, cały naród umarłych. Podnoszą się i żyją jeszcze raz. Zajmują terytorium. Zaczynają od nowa.” (s.112)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz