środa, 8 czerwca 2016

Nonsensy językowe

Eugene Ionesco, Łysa śpiewaczka, Lekcja, Krzesła, 1954






Papież, bo się podrapiesz! Papież nie ma łupieży, za to łupież ma paru papieży.”






Francuski dramaturg Eugene Ionesco zbulwersował mnie swoimi antysztukami. Wyśmiewa przedmiot mojego uwielbienia, narząd mojej pracy – język! Uzmysławia jednocześnie absurd języka jako środka komunikacji. Zaprzecza oczywistościom, niestety w tak przekorny sposób, że trzeba mu przyznać rację. Obnażony w sztukach Francuza absurd ludzkiej egzystencji miejscami zawstydza. Z każdej sceny-niesceny wypływa na wierzch groteska, parodia, satyra i czarny humor – główne cechy Teatru Absurdu, któremu przoduje Eugene Ionesco, a na którym wzorowali się nasi rodzimi twórcy absurdu jak Różewicz czy Mrożek.


Dziwne i niesamowite rzeczy spotkały mnie w trzech najpopularniejszych dramatach tegoż autora. Nagle słowa straciły wartość, te same, które uważam za nosicieli wszystkich prawd, za stworzycieli sensów, za środek porozumiewawczy. Następuje całkowity upadek dialogu, rozpad rozmowy i stan skrajnego wypaczenia języka. Kiedy coś podobnego dzieje się z naszym środkiem komunikacji wszystko traci sens. W zabawnych i bezsensownych rozmowach państwa Smith z państwem Martin w pierwszej sztuce, dialogi zawieszono w próżni i odebrano im znaczenie, co sprawiło, że rzucane w przestrzeń słowa zataczały koło po czym powracały do punktu wyjścia. Donikąd tą drogą nie dojdziemy. Dramat jest pozbawiony jakiejkolwiek akcji, dynamizm zostaje obalony a tytułowa Łysa Śpiewaczka nadal nie używa grzebienia. Nawet tytuł nie ma sensu, jak więc szukać go w treści.

Kiedy otrząsnęłam się po pierwszej sztuce, pomyślałam, że już nic bardziej absurdalnego nie może się wydarzyć! Jednak Lekcja dezorientuje jeszcze bardziej. Na początku bawi a pod koniec pozostawia zszokowanym. Tym razem nie można narzekać na brak akcji. Jest akcja, jest punkt kulminacyjny, jest napięcie. Oto profesor przeprowadza z młodą studentką prywatną lekcję. Dialogi wysmakowane, zabawne miejscami aluzje różnego rodzaju...ale to tylko złudzenie, to wszystko dla zmyłki. Język ma bowiem także funkcje manipulacyjne, które tutaj zostały wyeksponowane. Dialog znowu obnaża swoje nonsensy. I za każdym razem koniec sztuki to tym samym początek kolejnej. Koło fortuny się kręci.

Sztuka Krzesła traktuje o poważnych sprawach i wprowadza w zadumę. Już nie ma się z czego śmiać, gdyż „Przedmiotem życia jest nic” jak mawiał sam autor. Nieobecność Boga daje się we znaki a język znowu zawodzi. Dramat trochę w klimatach Samuela Becketta. Podtytuły tych dramatów mówią same za siebie: Antysztuka, Dramat komiczny, Farsa tragiczna. Wiedziałam więc, co mnie czeka sięgając po książkę. Jednak wysmakowane zabawy lingwistyczne przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Po przeczytaniu nie pozostaje nic innego jak oglądać na scenie, śmiać się i zachwycać po czym wpaść w zadumę. Bo to co chce swoimi sztukami przekazać dramaturg dalekie jest od komizmu.

Aby więc wydawać z siebie dźwięki, słowa i wszystko, co pani sobie życzy, należy, jak mówię, bezlitośnie wypychać z płuc powietrze, następnie zaś przepuszczać je, delikatnie muskając, przez struny głosowe, które nagle, jak harfa lub drzewa na wietrze, zaczynają drżeć, szumieć, wibrować lub warczeć, albo też syczeć i gwizdać, gwizdać, wprawiając w ruch języczek, język, podniebienie, zęby ….. (…). ...oraz wargi...w końcu słowa wychodzą nosem, ustami, porami skóry, unosząc za sobą wszystkie wyżej wymienione narządy, wyrwane w potężnym, majestatycznym locie, który nie jest niczym innym, jak tylko tym, co niesłusznie nazywamy głosem, głosem pełnym modulacji, zdolnym zmienić się w śpiew lub przekształcić w straszliwą, symfoniczną burzę z całym orszakiem dźwiękowych cudów, podobnych naręczom kwiatów: wargowych, zębowych, zwarto-wargowych, palatalnych i innych, raz pieszczotliwych, raz gwałtownych i gorzkich. (Lekcja s.91)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz