"Wygląda tak, jak wyglądają dzieci, których nikt nie kocha, mają to wypisane na czole i nie budzą współczucia. Brakuje im dziecięcego wdzięku. Nie są sympatyczne, więc patrzy się na nie bez wzruszenia. Jak na niedojrzałych dorosłych. Współczucia nigdy nie wystarcza dla wszystkich."
(s. 110)
Przesiąknięta autobiografią proza
Magdaleny Tulli przypomina świat, którego już nie ma w żadnej z
opisanych form. Wspomnienia dziecka są zawsze najbardziej
emocjonalne i szczere, może dlatego Tulli
oddaje swojej kilkuletniej narratorce do opisu rzeczywistość,
której dorosły raczej nie potrafiłby uchwycić w tak wysublimowany
sposób. W pamięci młodej bohaterki
znaczenia nabiera widok z okna, klucz od
domu, ulubiona encyklopedia czy buty a
dramatyzm czasów oddaje nie tylko to co dzieje się w
powojennej Polsce ale głównie tragizmem szkolnych wydarzeń i
wszechogarniająca szarość skontrastowana w tym wypadku z
kolorami Mediolanu.
Książka ta, składająca się z ośmiu
odrębnych opowiadań dotyka wielu ważnych egzystencjalnych
problemów. Począwszy od poszukiwania własnej tożsamości przez
dwujęzyczną dziewczynkę i zawistny świat szkolnych rówieśników,
radzenie sobie i problemy z innością, poprzez trudne
stosunki matki z dzieckiem, rozchwianie emocjonalne byłych więźniów
obozów koncentracyjnych, trudność odzyskania równowagi po
wojennych przeżyciach, problemy polityczne i egzystencjalne w
komunistycznej Polsce aż po opis ludzkich indywidualności w
trudnych czasach.
Najmocniejszą stroną tej prozy jest według mnie wieloznaczny język, wyłaniająca się z prawie każdego zdania metaforyka i liryczny styl każdego z opowiadań. Aż trudno mi uwierzyć, że o PRL-u można mówić tak poetycko. Po labiryntach znaczeń u Magdaleny Tulli trzeba stąpać bardzo powoli, przepuszczać przez siebie każdy z jej tekstów z osobna, aby uchwycić ich głęboki sens. Nieuważnym czytelnikom grozi zagubienie pomiędzy Włochami a Polską, matką a córką i dzieckiem a dojrzałą kobietą.
Najmocniejszą stroną tej prozy jest według mnie wieloznaczny język, wyłaniająca się z prawie każdego zdania metaforyka i liryczny styl każdego z opowiadań. Aż trudno mi uwierzyć, że o PRL-u można mówić tak poetycko. Po labiryntach znaczeń u Magdaleny Tulli trzeba stąpać bardzo powoli, przepuszczać przez siebie każdy z jej tekstów z osobna, aby uchwycić ich głęboki sens. Nieuważnym czytelnikom grozi zagubienie pomiędzy Włochami a Polską, matką a córką i dzieckiem a dojrzałą kobietą.
Z całej tej książki nie podoba mi
się tylko tytuł sugerujący lekką prozę, powiedziałabym nawet
banalną. Biorąc pod uwagę treść, czytając przypominały mi się
książki noblistki Herty Müller,
która także lubi rozgrzebywać swoją przeszłość ze
sterroryzowanej przeszłości w podobny, metaforyczny sposób. Również kilka książek Romy Ligockiej przypomina
mi się w ramach porównań tak samo trudnych relacji powojennych
matki z córką.
Jedno z opowiadań z Włoskich
szpilek Tulli przygotowała dla polsko-niemieckiej antologii o
"wojnie pamięci".
W dwujęzycznej książce Prawdziwy koniec wojny
jest przed jej początkiem o tym, jak pamięć o wojnie wpłynęła
na ich życie opowiada pięcioro polskich
i pięcioro niemieckich pisarzy m.in. Olga Tokarczuk, Magdalena
Tulli, Wojciech Tochman, Matthias Goeritz, Silke Scheuermann, Volker
Braun.
Fragment Włoskich szpilek
który bardzo mnie poruszył:
"Trzeba przyznać, że swiat
jest urządzony nie bez współczucia: ludzie nie mogą przedwcześnie
zajrzeć za kulisy, tam, gdzie przyjdzie im wydać ostatnie
tchnienie.(...) Wtedy jednak, gdy wszystko powywracało się do góry
nogami, sprawy potoczyły się innym trybem, powiedzmy, że
awaryjnym, który pozwalał losowi na sporo zamętu, na pewną liczbę
roztrzygnięć już zatwierdzonych, a potem anulowanych. Przez te
usterki głównego mechanizmu sceny niektórzy wrócili zza kulis, co
w zasadzie nie powinno mieć miejsca. I zostali z tym, co tam
widzieli. Ze wspomnieniem zimnej pustki, z którym nie można się
uporać w żaden sposób. Nie potrafili go ani przełknąć, ani
wypluć, ani zrozumieć ani zapomnieć. I godzina śmierci, nie
zakończywszy się we właściwym momencie i we właściwy sposób,
rozciągnęła się dla nich na dziesięcioleci." (s. 69)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz