Roma Ligocka,
Dobre dziecko, 2012
Malarka żydowskiego
pochodzenia, autorka nie czytanej niestety przeze mnie Dziewczynki w
czerwonym płaszczyku, w książce,
towarzyszącej mi przez dwa smutne i wstrząsające wieczory, obnaża myśli
dojrzewającej dziewczyny, którą sama kiedyś była.
Życie w
powojennym Krakowie, opisane z punktu widzenia dorastającej Romy, która razem z
matką jako jedyne ze swojej najbliższej żydowskiej rodziny przetrwały wojnę, nie
było ani piękne ani przyjemne. „Po takiej strasznej wojnie...” jak mawia matka
dziewczyny, nie może być już przecież jak dawniej. Czy naznaczeni obozowymi
przeżyciami, lękami łapanek i nadludzkim niepokojem o swoich bliskich,
skoncentrowani przez kilka lat tylko na walce o przetrwanie kolejnego dnia
ludzie, będą w stanie odnaleźć jeszcze szczęście. Jak dorastać ma człowiek, którego
dzieciństwo, czas kształtujący przecież całą osobowość, upłynęło pod znakiem
wojny? To ważne egzystencjalne pytania, przypominane nam przez kolejnych
autorów wspomnieniowych opisów tamtej rzeczywistości. Dobre dziecko,
jest wyjątkowe, ze względu na wrażliwość i autentyczność wyznań czternastolatki, której za
szybko kazano być dorosłą.
Zawarte w tej
powieści wspomnienia mocno uderzają w wyobraźnię czytelnika. Każą nam poczuć
okrutność czasów powojennych w Polsce w konfrontacji z pięknem przedwojennych
wspomnień babci głównej bohaterki. Wymuszają zrozumienie dla dziwnych zachowań
nastolatki i kolejnych samobójczych prób jej matki. Przypominają o wojnie,
która miała usprawiedliwić każdą powojenną anormalność, a przede wszystkim są
sposobem na docenienie własnego szczęścia, życia w XXI wieku, choćby na co dzień
przynosiło rozczarowania i porażki, w kontekście świata przedstawionego w Dobrym
dziecku jest przecież cudowne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz