Czesław Miłosz, Piesek
przydrożny, 1997
„ Gdybym
prowadził dziennik, taki jak Nałkowska i Dąbrowska, dopiero byłby to powód do
zdziwienia, bo nic nie zgadzaloby się z moim obrazem utrwaonym w oczach
czytelników.”
Nagrodzona w 1997
roku Literacką Nagrodą Nike książka noblisty to mozaika „perełek” z jego życia.
Na pierwszy rzut oka wydaje się być skarbinią wszystkiego co uzbierało się w
szufladzie poety przez lata. Zapiski notowane w chwilach natchnienia lub gdzieś
na ulicy, w podróży, czy w kawiarni. Tak jak wszyscy zgodnie twierdzą, jest to
wynik poszukiwania przez poetę „formy bardziej pojemnej”, czegoś co zawierałoby
się między wierszami a esejami i powieścią. Wyszedł z tej mozaiki
piękny, mądry poradnik, pamiętnik a dla mnie osobiście sentymentalne
wspomnienie wielkiego poety, zapisanie w jednym miejscu wszystkiego co chciał
powiedzieć swoim czytelnikom przez lata. Przesłanie, jakie po sobie pozostawia.
Od razu nasuwa się też skojarzenie ze współczesną formą blogu, której pewnie
poecie nie było już dane poznać.
Tematycznie
książka ta przepełniona jest mnóstwem spostrzeżeń na jakie pozwolić może sobie
jedynie doświadczony życiem człowiek. Do wielu tematów wraca kilkakrotnie,
nadrzędnym wydają się dwa, starość i śmierć. Miłosz bardzo często i całkiem
chętnie podsumowuje swoje długie życie:
„Przy końcu
życia myśli poeta: W jakichże ja nie nurzałem się obsesjach i głupawych
pomyśleniach mojej epoki! Wsadzić by mnie do wanny i szorować dzień i noc, aż
cały ten brud ze mnie spłynie. A jednak tylko z powodu tego brudu mogłem być
poetą dwudziestego wieku, i pewnie Pan Bóg tak chciał, żeby mieć ze mnie
korzyść.”
Poeta był aktywny
twórczo całe życie. Nie znaczy to wcale, jak można by podejrzewać pisarza, który
dożył 94 lat, że zostawił po sobie ogromną spuściznę. Podobno napisał 800
wierszy, co przeliczając na 75 lat jego aktywności zawodowej daje tylko 10 wierszy
na rok. Nad ilością zdecydowanie góruje wartość pozostawionego dla potomnych
dzieła. Dlatego wszystko to, o czym wspomina w Piesku przydrożnym jest
tak ważne. Choć przebrnęłam tą książkę w dwa wieczory, nad wieloma myślami
poety zastanawiałam się długo, tak bardzo mnie poruszyły. Jest to spojrzenie
starszego, niezwykle mądrego człowieka z dystansem na życie. Myślę o dystansie,
którego nam, młodym ludziom brakuje. Spojrzeć czasami z tej właśnie perspektywy,
na sprawy, nad którymi rzadko się zastanawiamy jest bardzo ciekawie. Erudycja
noblisty, to jak sprawnie orientuje się w kulturze, jego odwołania do innych
twórców, inspiracje innymi tekstami napawają szacunkiem. Dużo mówi o poezji, o
poetach i samym akcie twórczym. Często podsumowuje też Polaków, nie zawsze
pochlebnie, raczej szczerze.
„Możliwe, że
Polacy nie umieją pisać powieści, dlatego że nie interesują ich ludzie. Każdego
z nich obchodzi tylko jego własna osoba i Polska. A jeśli nie Polska, jak w
literaturze romantycznej, zostaje tylko własna osoba.”
Jak widać nawet
pod koniec życia Czesław Miłosz nie zamierzał nikomu schlebiać i jak zawsze odważnie
wyrażał swoje zdanie. To właśnie ta odwaga tak bardzo zagmatwała mu życie i
zmusiła do emigracji. Odwaga, walki i obrony własnego zdania. Coś czego nam nadal
brakuje. Ryzyko, które wiąże się nieraz z bolesnymi konsekwencjami. Myślę, że
właśnie tego powinniśmy uczyć się od Miłosza i wciąż, nieustannie, w różnych
momentach życia wracać do jego twórczości. Na koniec jeszcze krótki wiersz z Pieska
przydrożnego pt. Drzewo:
Szczęśliwym drzewie.
A to drzewo nie rośnie w lesie, bo samo jest całym
Lasem.
W nim mój początek, pamięć i zaniemówienie,
Bo nie chce być nazwane żadnym wyrazem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz