Olga Tokarczuk, Moment
niedźwiedzia, 2012
Olga Tokarczuk kazała
czekać wielbicielom swojej prozy trzy lata na kolejną po Prowadź swój pług
przez kości umarłych książkę. Słyszałam, że niektórzy zawiedli się Momentem
niedźwiedzia bo czekali jak zwykle na emocjonującą, poetycką i wkraczającą
w inne rzeczywistości powieść. Tymczasem dostajemy do ręki zbiór nie nowych
wcale a drukowanych w prasie na przestrzeni kilku lat esejów pisarki. Jeśli
jednak o mnie chodzi to książka ta całkowicie zaspokaja moje tęsknoty za
Tokarczuk. Oprócz zabawnych Plików podróżnych drukowanych niegdyś w Polityce
nie znałam tekstów zamieszczonych w książce. Z wielką ciekawością zasiadłam
więc do niebieskiej książeczki.
Oczywiście autorka Ostatnich historii
i tym razem całkowicie zawładnęła moim umysłem. Od razu miałam wielką ochotę
stać się Heterotopianką i zamieszkać w wymyślonym przez pisarkę świecie, gdzie
wszystko jest uporządkowane, nie ma pieniędzy (największej zmory
współczesności) ani niechcianych dzieci. W dwóch kolejnych tekstach promujących
wegetarianizm, autorka odwołuje się do znanych ludzi literatury czy filozofii,
którzy podobnie jak Tokarczuk są wielkimi przyjaciółmi zwierząt. Popisując się
przy tym erudycją i przekonując o nadludzkich albo może „nadzwierzęcych”
właściwościach tychże „zjadanych przez człowieka” istotach, pisarka tak
przekonująco uzasadnia swoje racje, że podczas czytania czułam się winna
wczorajszego obiadu. Posuwa się przy tym bardzo daleko, porównuje jedzenie
zwierząt do kanibalizmu i Holokaustu. Myślę, że gdyby cała książka była
utrzymana w podobnym tonie i dotyczyła tylko tego tematu, miała by z
powodzeniem szanse poszerzenia grona wegetarianów. Jakże ważne wydają się takie
głosy, rzeczowo i racjonalnie tłumaczące potrzebę życia w zgodzie z naturą.
Po tym trudnym początku
przychodzą bardziej lekkie, przyjemne i zabarwione humorem teksty. Wyłania się
z nich pisarka jakiej dotąd nie znałam. Po raz pierwszy Olga Tokarczuk odkrywa
przede mną swoją prywatną stronę. Wspomina podróże po kontynentach i miejsca,
które wywarły na niej szczególne wrażenie, porównując je do Polskiej
rzeczywistości. Moją uwagę przykuł szczególnie zabawny tekst Śmieci, śmieci,
w którym mowa o segregacji śmieci w Szwajcarii. Niesamowite, że żyjąc w
Niemczech również przy każdej wizycie w Polsce łapię się na tym, że nie
potrafię już wyrzucić skorupek po jajku do kosza z papierami. Podobnie jak
autorka nie rozumiem dlaczego w Polsce obdzielanie śmieci nadal się jeszcze nie
przyjęło. Po trzech lata życia na emigracji naturalna segregacja odpadów po
prostu wchodzi w krew i już nie można postąpić inaczej, albo się tego oduczyć.
Mój ulubiony tekst, to natomiast
Odra. Niezwykłe wspomnienia z dzieciństwa autorki, która opowiada o
przynależności ludzi do rzeki, bo ponoć każdy ma swoją. Tokarczuk tłumaczy jak
duży wpływ miała Odra na jej życie. Siłą rzeczy muszę się zastanowić nad swoją
rzeką. Niestety choć zdaję sobie sprawę z magicznej siły jaka drzemie w nurtach
płynącej wciąż wody nie potrafię utożsamić się z żadną rzeką. Choć faktem jest,
że do swoich rzek zawsze miałam sentyment. Kiedyś w rodzinnych stronach kąpałam
się nocą w rzece Piaśnicy, potem podczas studiów mieszkałam kilka lat nad Wisłą
i opalałam się na bulwarze w Toruniu. Teraz natomiast spaceruję nad kamienistą
Izarą w Monachium dziwiąc się zawsze lodowatej wodzie.
Tym samym w nowej książce
Olgi Tokarczuk każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Mamy tu nawet recenzje Matrixa
czy wzmianki o katastrofie smoleńskiej. Jedyne zastrzeżenie jakie mam to może
kolejność zamieszczonych tekstów. Rozpoczyna się bowiem trudnym, wymagającym
miejscami filozoficznym rozdziałem Heterotopie. Wysoko na początku
postawiona poprzeczka nie pozwala na czytanie w pośpiechu ani nawet przed snem
a już tym bardziej nie w podróży. Wymaga skupienia i przemyśleń. Taki początek
może nieco odstraszyć czytelników nie lubiących filozoficznych rozważań. Wyjaśnienie
tytułu znajduje się natomiast na samym końcu, trzeba więc koniecznie do niego
dobrnąć. Nie rozumiem także zamieszczonego na początku książki tekstu autorstwa
Kingi Dunin, która streszcza dorobek pisarski Olgi Tokarczuk. Zaskoczyło mnie
to i przestraszyłam się nawet, że to może koniec twórczości pisarki, skoro
książka rozpoczyna się od podsumowań.
Autorka nagrodzonych Nike
Biegunów jest bardzo popularna i lubiana w Niemczech. Tłumaczenia jej
książek zawsze są swoistym wydarzeniem w niemieckim świecie literackim. Kilka miesięcy
temu w Monachium Tokarczuk miała swój wieczór autorski książki Prowadź swój
pług przez kości umarłych, która w Niemczech wydana została pod tytułem Der
Gesang der Fledermäuse (książkę można
kupić za zawrotne 22 euro), co znaczy po polsku „śpiew nietoperza”.
Zastanawiałam się nieraz skąd tak inny od polskiego oryginału tytuł i czy
autorka miała wpływ na tę zmianę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz