Jean-Marie Gustave Le Clèzio, Afrykanin, 2008
Afrykanin to pierwsza książka
francuskiego noblisty, jaką przeczytałam. Podobno właśnie od niej powinno się
zacząć znajomość z tymże autorem. To stustronicowa książeczka, przenosząca
czytelnika w egzotyczny świat. Idealna na cichy, spokojny wieczór przy kawie,
ja jednak czytałam ją w porannym słońcu parku, wdychając zapachy skoszonej
trawy i świeżo wypuszczonych pąków drzew. Kiedy czytałam o plagach owadów w
Afryce, uporczywe brzęczenie nadlatywało z różnych stron i czułam wręcz jak
obsiadają mnie i gryzą małe muszki. Gdy autor opisywał potworne upały mrużyłam
oczy przed monachijskim słońcem. Dzięki temu przygoda z tą książką pozostanie
bardzo wyrazistym wspomnieniem. Jednym słowem na dwie godziny, kiedy mój synek
spokojnie spał obok w wózku, zapomniałam o nim i przeniosłam się daleko, daleko
na Czarny Ląd.
Pierwsza część powieści
zachwyca przede wszystkim dlatego, że świat przedstawiony jest z perspektywy
dziecka, ośmioletniego chłopca. Urokiem takiego postrzegania rzeczywistości
jest dostrzeganie zjawisk, zupełnie niewidocznych dla dorosłych. Autor pisząc
swoje wspomnienia z perspektywy wielu lat pamięta bardziej kolory, zapachy i
dźwięki niż konkretne wydarzenia. Dzieki niezwykle żywej, malowniczej narracji
czytając książkę z łatwością można je dostrzec, poczuć i usłyszeć.
Autobiograficzna opowieść
Le Clèzio to napisane pięknym, poetyckim językiem wspomnienia lat dzieciństwa i
opis trudnego życia ojca autora. Właśnie do niego odnosi się tytuł książki.
Człowiek ten spędził dwadzieścia lat w afrykańskim buszu lecząc tubylców. Po
tylu latach życia bez cywilizacji z dala od ukochanej żony i dwóch synów,
ojciec La Clezio, jak nie trudno zgadnąć, staje się innym, obcym dla synów człowiekiem.
Kiedy po wojnie rodzina przypływa w końcu do Nigerii, nie do końca potrafi
odnaleźć się w nowej roli ojca. Nawet wróciwszy do Europy na emeryturę nadal
celebruje swoje afrykańskie przyzwyczajenia i niestety nie potrafi być
szczęśliwy w świecie białych ludzi.
Wydaje mi się, że ta
książka pomogła autorowi w pewnym sensie w rozliczeniu się z trudnych synowsko-ojcowskich
relacji. Podsumowanie sobie wszystkiego i wyobrażenie życia jakie prowadził
ojciec Le Clèzia pomogło mu zapewne w zrozumieniu wielu ważnych spraw
dotyczących lat dzieciństwa. Czasami miałam nawet wrażenie, że autor doszukując
się genezy rodzicielskich poczynań, stara się usprawiedliwiać ojca przed samym
sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz