sobota, 28 stycznia 2012

Życie w tańcu

Wim Wenders, Pina, 2011





„Tanzt tanzt
Sonst sind wir verloren“

Tańcz tańcz
Bez tańca jesteśmy zgubieni”






 Film niemieckiego reżysera Wima Wendersa będący wspomnieniem Piny Bausch, zmarłej w 2009 roku wybitnej choreografki tańca współczesnego, założycielki Tanztheater Wuppertal, paraliżuje zmysły i zmusza do zadumy. Nie ważne czy znało się wcześniej Pinę i jej niezwykłe sztuki teatralne, nie ważne nawet czy lubi się tańczyć czy nie, obok filmu Wendersa nie można przejść obojętnie. Wersja 3D, jaką posłużył się reżyser, jeszcze dobitniej podkreśla ogromną stratę dla teatru jaką przyniosła nagła śmierć Piny Bausch, reformatorki teatru i tańca.

Pina i Wenders przyjaźnili się. Razem mieli w planie, za pomocą 3D stworzyć film rejestrujący najważniejsze sztuki Piny. Nie tylko aby ocalić je od zapomnienia, ale przede wszystkim aby pokazać czy też przekonać się jak 3D otwiera nowe możliwości dla Teatru Tańca. Niestety śmierć choreografki nie pozwoliła na dokończenie filmu w jego pierwotnym zamyśle. Wenders postanowił jednak kontynuować pracę tworząc swoisty film dokumentalny o swojej  wybitnej przyjaciółce. Posłużył się w tym celu tancerzami jej teatru, którzy głównie za pomocą tańca wspominają Pinę i opowiadają o wspólnej pracy.

Atmosfera tego filmu jest niezwykła, wydaje mi się, że niezwykłości tej sprzyja ciepło bijące ze wspomnień tancerzy. Są to ludzie różnych narodowości pracujący przez wiele lat z bohaterką filmu. Gdy opowiadają w swoim ojczystym języku o tym jak Pina wpłynęła na ich życie i przywołują niezapomniane przygody z pracy w teatrze, na ekranie widzimy ich twarze nie poruszające wargami. Ich mimika mówi za sama za siebie.  Ten niezwykły zabieg przypomina metodę pracy Piny. Kiedy stawiała pytania swoim tancerzom, mieli oni odpowiadać nie słowami, lecz improwizowanym tańcem, gestami czy mimiką twarzy, jednym słowem językiem ciała. Pina uważała, że są sytuacje w życiu, kiedy brak człowiekowi słów potrafiących je opisać. Nieraz przecież jest tak, że słowa nie oddają w pełni tego co chciałoby się powiedzieć. W takiej sytuacji jedynym ratunkiem jest taniec. Tylko on potrafi przekazać dokładnie to co czuje serce.

W filmie przedstawiono fragmenty z najpopularniejszych sztuk Piny takich jak: Cafe Müller, La Sacre du printemps (święto wiosny), Vollmond i Kontakthof. Reżyser oprócz archiwalnych materiałów z przedstawień pokazuje jednak coś więcej. Zabiera aktorów teatru Piny na ulice miasta, na wzgórza, do tramwaju czy na basen i filmuje tam ich taniec. Dzięki temu stwarza wrażenie, jakby taniec był rzeczą całkowicie naturalną, towarzyszącą codziennym czynnościom, nie budzącą zdziwienia nawet na skrzyżowaniu ulic.

Wszystko to sprawia, że film ten to piękna podróż po wyobraźni Piny, pełnej poezji ruchu, barw i ekspresji. Jej przedstawienia taneczne to widowiskowe przeżycie a film o nich opowiadający jest najlepszym świadectwem geniuszu Piny i w pełni oddaje  przekaz jaki artystka po sobie zostawiła. Po obejrzeniu filmu miałam ochotę wyjść na ulicę i tańczyć. Zabrakło mi do tego odwagi, ale nagle w ruchach napotkanych ludzi widziałam tylko teatralne, nienaturalne gesty. Trzymam kciuki za Oskara!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz