Okres międzywojenny w Polsce zawsze bardzo mnie ciekawił. Dlatego z zainteresowaniem sięgnęłam po książki Kopera. Plotkarsko-sensacyjny styl jakim są one napisane sprawił, iż dobrze się przy nich bawiłam. Okazało się, że nie znałam wielu ciekawych faktów z życia pisarzy, których czytuję właściwie od dzieciństwa. Żadne biografie nie zwracają uwagi na tak pikantne szczegóły z życia prywatnego znanych ludzi. Sławomir Koper, uważający się za historyka obyczajowości, przybliża w swoich książkach fakty, do których zwykli czytelnicy nie mają wglądu. Są to bardzo osobiste, intymne, nieraz wstydliwe aspekty życia sław Drugiej Rzeczypospolitej. Nie miałam nigdy okazji ani czasu zagłębiać się w grube tomy dzienników jakie pozostawiali oni po sobie, jak też czytać drobiazgowych biograficzynch pozycji. Koper podaje to wszystko w pigułce swoich książek, wybierając za pewne najciekawsze fakty.
Sławomir Koper, Wpływowe kobiety Drugiej Rzeczypospolitej, 2011 |
Autor skupia się na środowisku Skamandrytów czy też ludzi związanych z Wiadomościami Literackimi Grydzewskiego. Rzuca światło dzienne na niejednoznaczne orientacje seksualne pisarzy i ich skandaliczne związki między sobą, zdradza dziwne pseudonimy jakimi się posługiwali albo prawdziwe imiona, które ukrywali. Opisuje słabostki ich charakterów i często także prawdziwe przyczyny śmierci (również samobójczej). Wiedząc teraz to wszystko czego wcześniej nie wiedziałam o Iwaszkiewiczu, Lechoniu, Tuwimie czy Słonimskim, innego wymiaru nabiera w moich oczach ich twórczość. Rozumiem teraz pierwowzory literackie i niejednokrotnie adresatów ich poezji. Koper opowiada o miłostkach, przyjaźniach, rywalizacji o nagrody, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Kolejny raz przekonuję się, jak ważna w zrozumieniu twórczości pisarza czy poety jest jego biografia. Dzieła potrafią nabrać zupełnie innego wymiaru w odniesieniu do prywatnego życia autora.
Najbardziej zaciekawiły mnie powiązania rodzinne lubianych przeze mnie pisarzy. Uświadamiam sobie nagle, że oni wszyscy byli ze sobą powiązani. Czytali sobie wzajemnie napisane dzieła, którymi my się dzisiaj zachwycamy. Jakoś wcześniej nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Okazuje się, że Jan Brzechwa i Bolesław Leśmian to kuzyni a jeden z nich musiał publikować pod pseudonimem. Nie wiedziałam też, że żona Witkacego Jadwiga to bliska kuzynka Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Magdaleny Samozwaniec, i że pomieszkiwała na Kossakówce. Teraz rozumiem skąd portrety Lilki pędzla Witkacego, to przecież rodzina. Tak samo jak wspomniany Witkacy z Józefem Piłsudskim. Rozbawiła mnie też wiadomość, że Julian Tuwim, autor naszej cudownej Lokomotywy miał na twarzy wielką „myszkę”!!! Jak to możliwe, że na fotografiach, które wcześniej widziałam nic nie widać? Podobnie jak tajemnicą jest zez Marii Dąbrowskiej. Sprytnie potrafili ukryć mankamenty swojej urody przed następnymi pokoleniami. Koper ich demaskuje!!
Sławomir Koper, Życie prywatne elit artystycznych Drugiej Rzeczypospolitej, 2010 |
Najbardziej bulwersujące są oczywiście opisy zdrad, romansów i generalnie odmiennych preferencji erotycznych. Z książek Kopera wyłania się nagle zupełnie inny obraz podziwianych za twórczość autorów. Że Maria Konopnicka, matka 5 dzieci, była lesbijką, Witkacy niemoralnym seksoholikiem a Lechoń homoseksualistą obiło mi się wcześniej o uszy, ale że Bruno Szulz był fetyszystą i masochistą a Anna Iwaszkiewicz była zakochana w Marii Morskiej nie wiedziałam. Podobnie jak o homoseksualizmie Karola Szymanowskiego, czy biseksualiźmie Marii Dąbrowskiej i Marii Morskiej oraz o tym, że Maria Komornicka udawała do końca życia mężczyznę. Sławy międzywojenne nie szanowały związku małżeńskiego. Romansowali namiętnie, a nawet mogłabym powiedzieć, sprawnie wymieniali się partnerami. Mało tego, było to publicznie akceptowane a sami małżonkowie dawali sobie wolną rękę czy też zawierali różnego rodzaju umowy. Między kochankami często bywała ogromna różnica wieku, ale również ten fakt przyjęto za oczywistość. Za przykład niech posłuży romans życia Boya- Żelińskiego z Ireną Krzywicką czy Stanisława Witkacego z Czesławą Oknińską lub Marii Dąbrowskiej z żonatym Stanisławem Stempowskim (26 lat mieszkali razem). Koper rzuca też światło dzienne na inne nieznane mi wcześniej związki, takie jak wielkiej feministki Zofii Nałkowskiej z Bruno Szulzem, a potem z Anną Kowalską, Witkacego z żoną Boya albo Antoniego Słonimskiego z Marią Morską.
Takimi i podobnie niezwykłymi opowieściami i ciekawostkami przepełnione są strony książek Sławomira Kopera. Wyłaniają się z nich ludzkie twarze podziwianych autorów lektur szkolnych. Ucieszyły mnie też informacje dotyczące losów powojennych tych, którzy przetrwali. Koper dociera do żyjących nadal krewnych bohaterów swoich książek i zdaje relacje z tego, jak wyglądała końcówka ich życia i co po nich do dzisiaj zostało. Oczywiście wszelkie te afery nie umniejszają wartości ich twórczości a raczej sprawiają, że odległe i zimne dotąd oblicza nabierają swojskich barw. Wielki Antoni Słonimski to przecież po prostu Tolek! Wcześniej jakoś nie przyszło mi to do głowy.
Bardzo chętnie obejrzałabym sobie film opowiadający o tamtych czasach i ludziach opisanych przez Kopera. Była to przecież niesamowicie barwna epoka idealnie nadająca się do sfilmowania. Książki chociażby Magdaleny Samozwaniec głośno domagają się ekranizacji. Filmowa opowieść o Kossakówce i jej mieszkańcach na pewno cieszyłaby się powodzeniem. Podobnie jak całe życie Witkacego. Dobrą namiastką jest film Jacka Koprowicza Mistyfikacja. Gdzie w rolę Witkacego z powodzeniem wcielił się Jerzy Stuhr. Jest to jednak tylko fikcyjna opowieść z czasów powojennych, nie oparta w żaden sposób o biografię artysty.
Książki Sławomira Kopera napisane są lekko i zabawnie, sprawnie operuje cytatami z innych dzieł a zamieszczone na końcu bibliografie pozwalają na szybkie dotarcie do np. dzienników, biografii czy też wydanych korespondencji, o których wcześniej nie wiedziałam, a po które na pewno sięgnę zachęcona opowieściami autora. Mam nawet ochotę na pozostałe jego książki opisujące życie w Starozytnej Grecji, polskich polityków czy Mickiewicza.
Wszelkie zarzuty o plagiat, jakimi atakowany jest autor, uważam za niesłuszne. Nie da się nieraz uniknąć porównań z innymi pozycjami w tym samym temacie. Przekonałam się o tym pisząc prace magisterską o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Bardzo często próbowałam ubrać w inne słowa to samo, o czym pisali już inni. Były to oczywiste fakty, często powtarzane w wielu innych książkach i artykułach, na których się przecież wzorowałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz