Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Piosenka o zależnościach i uzależnieniach, 2009
„wybacz mój drogi
lecz współczesna poezja polska to nekrologi”
lecz współczesna poezja polska to nekrologi”
Jesień to poetycka pora roku. Wieczorem przy świecach, filiżance herbaty, bukiecie z kolorowych liści wiersze przemawiają zupełnie inaczej niż latem. Dlatego najchętniej wsłuchuję się w poezję jesienią. Nagrodzony Nike w 2009 roku tom wierszy Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego polecało mi wiele osób. W końcu znalazłam czas aby go poznać. Nie jest to łatwa lektura. Wymaga kilkakrotnego przeczytania, czasami na głos bo czytane w myślach wiersze okazują się niejasne, dziwne.
Pierwsze skojarzenie jakie mi się nasuwa, to takie, że wierszy tych nie można czytać oddzielnie, że Piosenka o zależnościach i uzależnieniach to zbiór zamknięty. Oderwany od pozostałych wiersz nie wiele mówi. Albo nabiera innego znaczenia niż nosi w towarzystwie innych. W tomie Dyckiego, wydaje się jakby każdy utwór miał swoje konkretne miejsce w szeregu.
Podmiot liryczny tych wierszy chyba bez problemu utożsamić można z samym poetą. Poezja Dyckiego zakorzeniona jest w jego biografii. Nawiązuje do dzieciństwa, wciąż mówi o chorej matce, o nieżyjących krewnych, którzy w zbiorze poezji Dyckiego współistnieją z żywymi. Obsesyjnie powraca wciąż do tych samych tematów. Krąży wokół śmierci, choroby psychiatrycznej, obłędu ale także poezji, książek i przyjaźni. Robi się aż duszono od ciągłych powtórzeń i wałkowania tych samych wątków. To jednak świadomy zabieg, poeta uzasadnia go w swojej poezji. W jednym z wierszy mówi: „istotą poezji jest nie tyle zasadność/co bezzasadność napomknień i powtórzeń” Taka powtarzalność kojarzy mi się z modlitwą, wypowiadaniem zaklęć czy też różnego rodzaju rytuałami. Ponadto ciągłe powtarzanie tego samego, tych samych zdań a nawet całych strof może sugerować chęć zwrócenia na coś szczególnej uwagi lub też podkreślenie ważności powtarzanych słów, potrzebę ciągłego do nich wracania a nie zapominania. Miałam czasami wrażenie, jakbym czytała jeden długi, niekończący się wiersz.
Język, którym posługuje się poeta to mieszanka archaizmów z wulgaryzmami i potocznymi sformułowaniami. W tak różnych kontekstach słowa nieraz nabierają nowych znaczeń. Nie zawsze jest to jednak jednoznaczne, ale przecież o to w poezji chodzi.
Wspominałam na początku, że to trudna poezja. Nie zachwyca nawet przy bliższej analizie. Myślę nawet, że Dycki nie chce zachwycać, chce zmusić własnie do analizowania i pogłębiania. Niejednokrotnie łapię się na tym, że nie wiem absolutnie o co w jego wierszu chodzi. Doszukuję się wtedy sensu i znaczeń w pozostałych utworach, aby może z kontekstu coś wywnioskować. To zdecydowanie nie mój typ poezji. Ja oczekuję jednak jakiegoś zachwytu, jakiejś zaskakującej puenty, nieodkrytej wcześniej prawdy. Zauważam jednak coraz częściej, że właśnie tak wygląda polska poezja współczesna. To już zupełnie inny nurt poetycki, niż ten do którego przyzwyczaili mnie wcześniejsi poeci. Określiłabym go zbyt bezpośrednim, a przez swój na wskroś współczesny język, nawet zbyt mało poetyckim.
Na zakończenie ostatni z tomu wiersz Dyckiego. Chyba podoba mi się najbardziej ze wszystkich. Modlitwa poety.
Panie Boże ukrywający twarz w twarzy
Maryi przed każdym kto żądał Cię widzieć
i wzywał do wstawiennictwa najpóźniej
dzisiejszej nocy uczyń mnie uczyń poetą
Maryi przed każdym kto żądał Cię widzieć
i wzywał do wstawiennictwa najpóźniej
dzisiejszej nocy uczyń mnie uczyń poetą
Panie Boże najsłodszy z pokoi mojego dzieciństwa
z komnat moich staroświeckich ciotek Hryniawskich
i Argasińskich Unickich i Kwilińskich które zabrał
deszcz z samego rana by już nigdy nie zwrócić
z komnat moich staroświeckich ciotek Hryniawskich
i Argasińskich Unickich i Kwilińskich które zabrał
deszcz z samego rana by już nigdy nie zwrócić
światu uczyń mnie uczyń poetą
choć ja po dziś dzień wypatruję ich przyjścia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz