Ostatnio zasłuchuję się w koncercie Kasi Kowalskiej nagranym na jej nową płytę Moja krew, na której znalazły się interpretacje kompozycji Grzegorza Ciechowskiego. Sa to niezwykle piosenki, nie mogę poprzestać na jednym utworze, za każdym razem muszę wysłuchiwać koncertu do końca.
Wokalistka budzi do życia przepiękne "kawałki" Ciechowskiego i Republiki przywołując tym samym wspomnienia o wielkim artyście. Wydaje mi się wciąż, że było to tak niedawno, kiedy jako nastolatka słuchałam tych piosenek w radiu. Do dziś umiem dużo z nich na pamięć. A tymczasem minęło już 10 lat od śmierci Ciechowskiego. Wiadomość ta dotarła do mnie przy przedświątecznym sprzątaniu i wiem, że nigdy nie zapomnę tego momentu. Było to bardzo wstrząsające, nie mogłam uwierzyć, że Ciechowski już nigdy nie zaśpiewa. Od tamtej pory zawsze gdy o nim myślę, po głowie chodzi mi jego ostatnia piosenka Śmierć na pięć. To dla mnie wyjątkowy utwór, właściwie jestem wdzięczna Kowalskiej, że nie podjęła się go zaśpiewać.
Grzegorz Ciechowski to kultowa postać, w czasie studiów w Toruniu chodziłam na festiwale poświęcone jego twórczości w klubie Od Nowa, które odbywają się do dzisiaj otwierając drogę do kariery młodym wokalistom. Podczas tych dziesięciu lat nieobecności Ciechowskiego na polskiej scenie muzycznej, mnóstwo artystów podejmowało się wykonywania jego piosenek i każdy z nich dodawał im nowej interpretacji. Wydawać by się więc mogło, że płyta Kowalskiej nie jest niczym niezwykłym. Jednak koncert jaki dała w Muzycznym Studiu Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej jest przepełniony niesamowitymi emocjami i nadaje starym utworom nowej siły. Biorąc natomiast pod uwagę fakt, że jest to w pewnym sensie hołd artystki złożony człowiekowi, któremu zawdzięcza sukces swojej pierwszej płyty a tym samym początek wielkiej kariery muzycznej, słucha się tego nieraz z ciarkami na plecach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz