Szczepan Twardoch, Powiedzmy, że Piontek, 2024
Niepokojąca okładka, tytuł też trochę dwuznaczny. Długo leżała ta książka u mnie na parapecie, zanim odważyłam się wejść do świata Twardocha. To jak zawsze w wydaniu tego autora szorstka, męska opowieść powiązana ze Śląskiem. Gdy w końcu byłam gotowa na światy, które autor wymyślił, wciągnęłam się w opowieść o Erwinie Piontku na kilka długich, niepokojących godzin.
Najpierw wydawało mi się, że jest to opowieść o spełnianiu marzeń. Oto staruszek ze Śląska kupuje żaglówkę i pływa po Zalewie Wiślanym, bo całe życie o tym marzył. Na tym się jednak nie kończy. Okazuje się, że główny bohater ma kilka żyć, a może kilka wcieleń i zostają nam one przestawione po kolei.
Ostatnie z wcieleń Erwina wydaje mi się najciekawsze, bo rozgrywa się w naszej niedalekiej przyszłości. Słyszymy niepokojące wieści o tym co czeka nas w 2028 roku i po nim. Ostatni z bohaterów wymyka się jednak autorowi, zaczyna żyć własnym życiem. Mało tego, dyskutuje z nim a nawet zaczyna się z nim kłócić.
No nie znam innej książki, w której bohater przejąłby prozę autora. Warto dobrnąć do końca, aby być świadkiem tego, jak wymyślony Erwin Piontek bierze swojego autora-narratora za zakładnika.
Szczepan Twardoch nie przestaje mnie zadziwiać i z każdą jego książką dobrze się bawię, mimo wszystko:)
Miałem jedno podejście, lata temu do prozy Autora. Pozdrawiam Iwono, zawiesiłem blogowanie, teraz jednak częściej jestem na Instagramie.
OdpowiedzUsuńJak nayzwa się twoje konto na Instagramie?
Usuń