niedziela, 28 grudnia 2014

Labirynt słów i znaczeń


Hanna Krall, Biała Maria, 2011



 
 
 
Wzywano ją kiedy umierał ktoś w swoim domu. Tylko ją, bo nikt tak umiejętnie, z taką nieomal czułością nie szykował nieboszczyków do pochówku. Nikt tak cierpliwie nie ogrzewał ciepłym ręcznikiem sztywnych palców. Tak zręcznie nie mył, nie czesał i tak ładnie nie układał w trumnie rąk ze świętym obrazkiem.”

(„Biała Maria” s. 40)




Podczas czytania kilku pierwszych stron Białej Marii czułam panikę i dezorientację. Dopiero po pewnym czasie w mojej głowie zaczęły rozjaśniać się różne obrazy. A kiedy całkowicie udało mi się wbić w styl tej skromnej rozmiarowo, migawkowej książeczki zachwyciłam się jej treścią i formą. Trzeba jednak bardzo lubić reportaże Hanny Krall i dobrze orientować się w jej twórczości, biografii oraz dwóch filmach Krzysztofa Kieślowskiego, na których niejako oparła fabułę swojej książki: Dekalogu 8 i Podwójnym życiu Weroniki, aby polubić Białą Marię, nie zarzucić jej czytania po kilku stronach a na koniec poczuć ogromną satysfakcję.


Nie da się chyba streścić treści tej książki. Autorka pozostaje wierna tematom przeżyć wojennych i tragediom rodzinnym, jak zawsze z wielką precyzją, ostrożnością i pasją podchodzi do fragmentów życia swoich bohaterów. Filmowym zmysłem dotyka czułych miejsc ich historii. Tym razem jednak, Hanna Krall do swojej książki przemyciła mimochodem wydarzenia z własnego życia. Spoglądając z tej perspektywy, Biała Maria może być w pewnym sensie dziełem rozliczeniowym.


Trudno jednoznacznie zakwalifikować mi gatunkowo prozę Hanny Krall. Krótkie sprawozdania składające się na dwie części książki chciałyby chyba uważać się za reportaże. Ale jakkolwiek szeroka może być granica tego gatunku nie jestem pewna czy pomieści również te niemalże poetycko napisane teksty. Trudno mi także dać wiarę autentyczności opisywanych wydarzeń. Miejscami czuję, że pomiędzy wersy niektórych historii wkrada się fikcja. Pozostaje mi jedynie stwierdzić, że Krall bez wątpienia poszerzyła granice gatunkowe reportażu i napisała książkę pełną różnego rodzaju inspiracji. Chylę więc czoła przed mistrzynią krótkiej formy, oszczędnych znaczeń, skromnych słów, głębokich symboli i treściwych zdań dających wielkie objawienia. Nie ma nic bardziej kunsztownego w historii polskiej literatury niż przynoszące miliony znaczeń minimalnie krótkie zdania Hanny Krall. Dla takich perełek chociażby jak ta: „Usiadła – stukilowa kobieta – na stuletnim krześle” warto przeczytać tą książkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz