środa, 17 grudnia 2014

Demony Pilcha

Jerzy Pilch, Wiele demonów, 2013

Im kto bardziej chory, tym hałaśliwiej pod jego skórą, trzustka zawodziła, śpiewała wątroba, nerwy grały, mięśnie napinały się jak struny, płuca pogwizdywały, krtań charczała, kości chrzęściły, stawy zgrzytały - całe koncerty. Chore miejsca nigdy nie fałszowały, przeciwnie: szło je poznać po najczystszych tonach. Branny nigdy nie słyszał piękniejszego duetu niż ten, który potrafiły wydobyć z siebie niedrożne nerki. A smętne kantyczki opuchniętej otrzewnej? A pożegnalne dumki ślepej kiszki? A kwintety albo sekstety sunących ku światłu kamieni żółciowych? A arie odmawiające posłuszeństwa prostoty? Hymny nowotworów? Marsze stanów zapalnych? (…) Jak kto zdrowiał, milkła część pieśni, cichły niektóre instrumenty, nastawał spokój pogodnego dnia. (…) Ale jak kto umierał, nie nastawała w nim cisza. Coś się działo w ciałach zmarłych. Coś całkiem innego. (…) Słychać co innego, słychać czyjeś kroki. Ktoś idzie przez opustoszały dom ciała i wszędzie zagląda, czymś rusza, coś przekłada, coś – jakby wręcz meble jakieś – przesuwa; coś mruczy, niekiedy nawet szepcze.”


Książka Pilcha przenosi w inny wymiar. Do zmitologizowanej, luterańskiej wsi Sigły przyjeżdża na wigilię córka pastora z narzeczonym katolikiem! Skandal! Ojciec zamyka przed nią drzwi fary...gdzie spędzą wigilijny wieczór? To i tak nic w porównaniu z jej siostrą Olą, która pewnego razu po prostu sobie zaginęła. Wokół jej zniknięcia roztacza się opowieść o społeczeństwie jak też o indywidualnych jednostkach i mieszkających w nich demonach, z którymi każdy musi radzić sobie sam. Autor nie oszczędza w opisach i nie unika fantastyki. Wszystko po to aby poczuć się jak w bajce. Niejednokrotnie miałam takie uczucie czytając książkę, trochę po skończeniu było mi ciężko wrócić do rzeczywistości. Ale bynajmniej....nie jest to wesoła bajka. Nad Sigłą swoje sidła roztacza śmierć, przemijanie, zawiść itp.



Wiele demonów to powieść, którą czyta się bardzo przyjemnie. Jest sprawnie napisana a oczytani z lekkością odnajdą w niej różnego rodzaju nawiązania i obrazy poetyckie znane nie tylko z prozy Pilcha. Taką erudycją i kunsztem pisarskim mogą pochwalić się tylko mistrzowie. Wykreowane w książce postacie nawiedzają mnie nocami. Leżący w trumnie trup pana Wzmożka; jego władcza żona i „głupi” syn; listonosz o nadprzyrodzonych, proroczych właściwościach; szalony kochanek Juli; ksiądz Mrak z żoną i wielu innych. Dopóki nie dowiedziałam się gdzie zniknęła Ola, z każdą kartką powieści snułam kolejne domysły, sugerowałam się różnymi tropami, próbowałam odgadnąć aluzje. Wątek ten wplatający się między różne inne wydarzenia, jest tu tak sprytnie prowadzony, z zaburzeniem chronologii włącznie, że trzeba być bardzo uważnym aby nie wpaść w pułapki stawiane przez autora, aby nie dać zwieść się różnym podtekstom. Ola raz jest a raz jej nie ma.
 

Oczywiście książka ta to, jak na Pilcha przystało, popis lingwistyczny. Widać już od pierwszej strony, że pisarz z wielką swobodą „włada piórem” i zaskakuje pomysłowymi konstrukcjami stylistycznymi. Uwielbiam takie literackie zabawy słowotwórcze, które nie tylko wymyślane w celach ozdobnych, ale przy okazji chcą jeszcze coś opowiedzieć, wtopić się w historie, zaznaczyć sobą jakiś sens. Oryginalnie skonstruowane metafory potrafią czasami zastąpić kilka stron opisu a kunsztowne dialogi to w wydaniu Pilcha „żonglerka słowami”. Ach...proszę więcej takich powieści. Po publikacjach z „pijackiego nurtu” przestałam czytać Jerzego Pilcha. Po tej książce pisarz przywrócił mi wiarę w sens pięknej literatury i subtelności języka polskiego. Teraz z chęcią sięgnę nawet po jego dzienniki. A do Wielu demonów, bez wątpienia będę jeszcze wracać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz