niedziela, 29 kwietnia 2018

Pogubiona tożsamość


Alexandra Tobor, Minigolf Paradiso, 2016




„Woher soll ich denn wissen, wohin ich gehen soll, wenn ich nicht mal weiß, woher ich komme?“




Książka Aleksandry Tobor podoba mi się z wielu powodów. Podejmuje całe mnóstwo ważnych dla mnie tematów. To lekka proza o niebanalnych sprawach. Główną bohaterką jest samotna, urodzona w Polsce a wychowana w Niemczech szesnastolatka. Dziewczyna niespodziewanie odkrywa jedną z wielkich rodzinnych tajemnic. Uważany za zmarłego dziadek żyje i sprawi, że beznadziejnie zapowiadające się wakacje staną się niezapomnianą przygodą, która zmieni nie tylko samą główną bohaterkę, ale także całą jej przyszłość.

Autorka posługuje się młodzieżowym językiem, a ponieważ rzadko czytuję takie książki, dobrze się przy niej bawiłam. Jednak napisana z niebywałym poczuciem humoru opowieść nie tylko rozbawia, wzbudza też różnego rodzaju poważne refleksje. Bohaterowie są tu świetnie skonstruowani. Ich osobowość współgra z wyglądem, językiem jakim się posługują i tym co sobą reprezentują. A ponieważ są to wyjątkowo oryginalne osoby, jak na przykład zgermanizowana mama Grażyna, która każe mówić na siebie Grece, szalony dziadek w stroju Elvisa czy babcia, u której w ogrodzie wiszą lalki na drzewach, powieść cały czas trzyma w napięciu.
Główna bohaterka to jedynaczka Malina, która zmaga się z pogubioną tożsamością. Dziewczyna nie znając swoich korzeni ani przeszłości własnej rodziny, czuje się w pewien sposób "upośledzona". Nie potrafi być szczęśliwa gdy mama wmawia jej, że powinna być kimś innym niż jest. Dziwnie się poczułam, gdy obserwowałam moment, kiedy dziecko zaczyna być mądrzejsze i inteligentniejsze od rodzica. Na szczęście Malina bierze sprawy w swoje ręce i postanawia zmierzyć się z ukrywaną przez mamę historią rodzinną.
Kolejnym ciekawym aspektem jest akcja powieści. Lata dziewięćdziesiąte to również czasy mojej młodości, które wzbudziły we mnie tutaj swego rodzaju nostalgię. Polska z kart tej powieści to zabobonna wieś, ale spodobało mi się, że autorka, nota bene Niemka polskiego pochodzenia, nawiązuje do mitologii słowiańskiej powołując do życia „Utopki” i inne mniejsze demony.

Jednym słowem w książce Tobor oprócz tytułu podoba mi się wszystko. To opowieść o tym, z jakimi problemami tożsamościowymi muszą zmierzyć się dzieci emigrantów (co osobiście dotyczy mnie i moich dzieci), o tym jak ważne wbrew pozorom jest pochodzenie i rodzina, jak też o tym, że czasem warto odważyć się i wziąć sprawy w swoje ręce, gdy w życiu coś uwiera i nie daje spokoju, niczym niepoukładane puzzle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz